Pałac Branickich w Białymstoku, fot. Sebastian Maćkiewicz/ Wikimedia
Pałac Branickich w Białymstoku, fot. Sebastian Maćkiewicz/ Wikimedia
Wiesław Gawinek Wiesław Gawinek
765
BLOG

Żywy hetman i skarb Samsonowa

Wiesław Gawinek Wiesław Gawinek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Popiersie hetmana Branickiego zdobiące Wersal Północy, czyli białostocki Pałac Branickich, odkuto w kamieniu już po wojnie, a pozował doń architekt odbudowujący pałac, inż. Stanisław Bukowski. Sfilmowałem jego profil na tle rzeźby - podobieństwo rysów było uderzające.

Inżyniera architekta Stanisława Bukowskiego poznałem w 1973 roku, filmując uroczystość odznaczenia go za zasługi dla Białostocczyzny. Był założycielem i działaczem Towarzystwa Sztuk Pięknych. Ponownie zetknąłem się z nim filmując dla Telewizji Polskiej  białostocki pałac Branickich. Ten Wersal Północy, pełną przepychu magnacką siedzibę, przeznaczono w XIX wieku na pomieszczenia dla carskiego Instytutu Błagonadiożnych Diewic. Purytanizm tamtych czasów spowodował, że z ogrodów i ścian pałacowych zniknęły wszelkie dwuznaczne, frywolne rzeźby i malowidła. Nie mogły przecież gorszyć oczu dobrze urodzonych panien.

W 1944 roku wycofujący się Niemcy zniszczyli pałac. Dużą część z tego, co pozostało, unicestwiła po nich Armia Czerwona. Pałac odbudowano w latach 1946-1960 pod kierunkiem wspomnianego już inż. Bukowskiego i inż. Władysława Paszkowskiego. Po odbudowie założenia parkowo-pałacowego alegoryczne rzeźby wróciły na swoje miejsce, a w pałacowym tympanonie osadzono rzeźbę zwaną powszechnie popiersiem hetmana Branickiego.

Odkuto ją w kamieniu już po wojnie, a pozował do niej... inżynier Bukowski. Historia, jak do tego doszło, jest ciekawa. Po zakończeniu odbudowy podlaskiego Wersalu, ministerstwo kultury zamierzało przedstawić do Nagrody Państwowej I stopnia człowieka najbardziej zasłużonego w tym dziele. Kandydaturę musiał jeszcze - zgodnie z ówczesnymi zwyczajami - zatwierdzić białostocki komitet partii. Tam jakiś komunistyczny kacyk miał coś widocznie na wątrobie przeciw panu Bukowskiemu, bo skreślił jego nazwisko i wpisał w zamian nazwisko jego zastępcy. 

Sprawa wywołała konfuzję i niesmak. Ministerialni urzędnicy postanowili jakoś naprawić ten afront wobec architekta i zaproponowali artyście rzeźbiarzowi, który miał wykonać popiersie hetmana Branickiego, aby modelem do tej najbardziej reprezentacyjnej rzeźby był właśnie Stanisław Bukowski. Tak też się stało.

Filmując pałac dwadzieścia lat później, wspiąłem się z moim bohaterem, mimo jego podeszłego wieku, na dach budynku i tam sfilmowałem jego profil na tle hetmańskiego popiersia. Podobieństwo rysów było absolutne, mimo upływu lat od chwili, gdy dłuto artysty utrwaliło te rysy w kamieniu. 

Po skończeniu zdjęć pan Bukowski zaprosił mnie do swego domu, by pokazać mi rodzinne pamiątki. Wśród kilku innych historia jego wuja okazała się naprawdę fascynująca. 

Wuj mego rozmówcy Ludomir Chmielewski, znany przed pierwszą wojną światową białostocki profesor muzyki i kompozytor, był jednocześnie kapelmistrzem orkiestry pułkowej. Z tej racji w sierpniu 1914 roku wyruszył ze swoją kapelą na front, by przygrywać żołnierzom generała Aleksandra Samsonowa maszerującym na Prusy Wschodnie. Armia ta szybko dotarła w okolice Olsztyna, zajmując nawet miasto na dni kilka. Przedtem jednak w starciach z Prusakami wyginęli wszyscy muzykanci, jako że orkiestra w carskiej armii szła do ataku przed frontem nacierających żołnierzy. Z ocalałym kapelmistrzem mieli w sztabie kłopot, bo nie wiedzieli, co z nim zrobić. W końcu został mianowany armijnym kasjerem, bo to stanowisko właśnie wakowało.

Wiadomo, że później w panicznym odwrocie wojska Samsonowa wyginęły, a sam generał, siedząc w lesie na ściętym pniu i trzymając w ręku czapkę oficerską, strzelił sobie w skroń. W okolicach Wielbarka miejsce to upamiętnia kamień, a stojące nieopodal okazałe gospodarstwo rolne świadczy o tym, ile kosztowała generalska szabla, bo Mazur wzniósł je za pieniądze uzyskane z jej sprzedaży. Przed śmiercią Samsonow zdążył wydać rozkaz, by armijną kasę natychmiast odesłać na tyły. Do artyleryjskiego jaszcza amunicyjnego załadowano cztery miliony rubli w złocie, na koźle usadowił się kasjer, cyzli wuj inzniera Bukowskiego oraz powożący końmi dieńszczyk. Nie ujechali zbyt daleko, bo z zatłoczonej uciekinierami drogi zepchnęli ich do jeziora Kozacy, zdążający konno na front, by powstrzymać pruską ofensywę. Dieńszczyk przeciął  popręgi i wraz z kasjerem, trzymając się końskiego ogona wykaraskali się z topieli. Jaszcz wraz ze złotem poszedł na dno i do dziś spoczywa w mazurskich jeziorach. Dieńszczyk zaginął gdzieś w wojenno-rewolucyjnej zawierusze, a wujaszek-kasjer uszedł z niewoli i wrócił do Białegostoku. Tuż przed śmiercią w 1922 roku opowiedział dokładnie wszystko swemu siostrzeńcowi.

Zapytałem inżyniera Bukowskiego, dlaczego nie szukał tego skarbu. Wyjaśnił, że do 1945 roku było to fizycznie niemożliwe ze względu na niemiecką obecność na Mazurach. A potem? Potem zajął się innym skarbem - pałacem Branickich. Poświęcił mu kilka lat swojego życia.

 

Zobacz galerię zdjęć:

Jan Klemens Branicki pędzla Augustyna Mirysa
Jan Klemens Branicki pędzla Augustyna Mirysa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura